No miałem trochę kłopot z tym alkoholem. Ciekawy koncept marketingowy. Świetny design, fajna tuba jako opakowanie. No i żyto. Mój ulubiony surowiec czystej wódki. Smak jednak inny niż sobie wyobrażałem… Czy to źle?
Wódka „spoza branży”
Sami Twórcy trunku mówią, że to jest alkohol z rodowodem spoza branży spirytusowej. Aldona i Paweł Czerniakowscy, małżeństwo z Warszawy, wywodzą się odpowiednio ze świata fotografii i reklamy. W czasie pandemii zdecydowali się stworzyć produkt bardziej odporny na gospodarcze zawirowania. Tak narodził się pomysł na wódkę, ktorej nazwę trudno wymówić. Jej nazwa – Tvigwychsin jest akronimem od „The Vodka Is Good When You Can Hardly Say Its name”. Przyznacie chyba, że koncept ciekawy?
Jak smakuje Tvigwychsin?
A organoleptycznie? Spodziewałem się dużej ilości słodkich nut prażonego, karmelizowanego ziarna, sporo słodyczy, wanilii, toffie i rozgrzewającej pieprzności popartej orzechowym finiszem. Tak smakują bowiem moje ulubione żytnie wódki.
Tu jest nieco inaczej. Zapach jest tu bardziej chlebowy z nutami kwasu chlebowego i cytrusów. W smaku dość neutralna, jest nieco słodyczy i znaczna doza pikantności, ale takiej przypominającej mi raczej pieprz cayenne niż czarny lub paprykę chilli. W finiszu wódka jest cytrusowa, imbirowa, z pestkami cytryny. To wszystko sprawia, że alkohol jest nieoczywisty i wyrazisty. Wódka jest też bardzo pijalna.
Bardzo dobrze odbierana
Dałem spróbować kilku znajomym i wszyscy byli bardzo zadowoleni z degustacji. Tym śmielej więc publikuję ten post, zachęcając do spróbowania. Zwłaszcza, że butelka już mi się kończy.
Na zdrowie.
Tylko odpowiedzialna konsumpcja.
Tylko dla osób pełnoletnich.