Jeśli wpiszecie w Google frazę „Puffing Billy”, w pierwszej kolejności traficie na australijską atrakcję turystyczną. W Melbourne można odbyć przejażdżkę historyczną kolejka wąskotorową z napędem parowym, która tak właśnie jest określana. Czy ma ona coś wspólnego ze szkocką wódką, której butelkę otrzymałem ostatnio od jej dystrybutora? Nazwę na pewno, ale czy coś więcej? Przyjrzyjmy się trunkowi, który przyjechał do mnie z kraju słynącego przecież głównie z whisky. Poznajcie Puffing Billy Steamed Vodka.
Czym jest Puffing Billy?
Puffing Billy Steamed Vodka to alkohol destylowany, a jakże, z jęczmienia. Wódka powstaje w szkockiej destylarni The Borders Distillery, która wyprodukowała swoje pierwsze krople alkoholu stosunkowo niedawno, bo w marcu 2018 roku. Obiekt zlokalizowany jest w miejscowości Hawick, stolicy hrabstwa Scottish Borders, tuż przy granicy z Anglią. Spirytus do wódki jest redestylowany w Carterhead Still, czyli specjalnej miedzianej aparaturze stworzonej z myślą o destylacji jęczmienia. Producent szczyci się, tym, że jest to jedno z niewielu zachowanych tego typu urządzeń opalanych drewnem. W procesie destylacji, w kilku miejscach ulatnia się para i robi „puff”. To m.in. dlatego ten sprzęt określa się tu pieszczotliwie – Puffing Billy. Właśnie ta „ksywka” była inspiracją do nadania nazwy wytwarzanej tu wódki. Produkowany spirytus, nie jest dodatkowo filtrowany w stanie ciekłym – opary alkoholowe przechodzą przez węgiel drzewny już wewnątrz aparatury.
Trunek rozlano do charakterystycznych pękatych, rozszerzających się ku górze, butelek o pojemności 700 ml z wytłoczoną na szkle nazwą The Bordes Distillery. Puffing Billy ma klasyczną dla czystych wódek moc – 40%. Polskim dystrybutorem jest Spirit Depot.
Co na etykiecie?
Prosta, biała etykieta, na froncie prezentuje przede wszystkim nazwę Puffing Billy. Poniżej napis – unfiltered steam vodka. Obok informacja, że alkohol powstaje ze słodu jęczmiennego we własnej aparaturze (carterhead still), w której nabiera gładkości dzięki oparom przechodzącym przez węgiel drzewny.
Bardzo ciekawa jest kontretykieta. Można tu znaleźć ilustrację pokazującą, w jaki sposób destylowany jest spirytus do wódki Puffing Billy. Najlepiej widać to na zdjęciu poniżej. Znajdziemy tu również informacje o tym, że surowiec pochodzi z lokalnych upraw a spirytus mieszany jest z czystą szkocką wodą. Dodatkowo, można tu przeczytać, że nietypowa filtracja wewnątrz aparatury, pozawala zachować smak i aromat surowca.
Jak smakuje Puffing Billy
Muszę Wam napisać, że jestem (pozytywnie) zaskoczony tym alkoholem. Spodziewałem się czegoś bardziej neutralnego, a tu… bogactwo aromatu. Puffing Billy pachnie prawie jak okowita. Wyraźne nuty słodowe współgrają tu z suszonymi słodkimi owocami a nawet dojrzałymi wiśniami. W tle słodka woda źródlana i mleczna kremowość. W smaku początkowo dużo owoców, potem odrobinę pikantna, słodowa, nuty piwne. Finisz kremowy, nieco kwaśnych owoców – agrest, czerwona porzeczka. Tu możesz obejrzeć moją degustację na YouTube.
Muszę przyznać, że podoba mi się ten alkohol. Spodziewałem się, że to będzie kolejna wódka, za którą stoi filozofia jak najbardziej neutralnego smaku i aromatu. Tymczasem, jeżeli chodzi o doświadczenia organoleptyczne bardzo dużo się tu dzieje. Zaskakująco złożony trunek jak na wódkę.
Szkot na polskiej imprezie
Konsumpcja szkockiej wódki, na pierwszy rzut oka może być dla nas tak egzotyczna, jak degustacja polskiej whisky dla Szkotów ?. Mimo to, na stole może to być bardzo zaskakująca ciekawostka. Producent zachęca do robienia na jej bazie koktajli, ale heloł, jesteśmy w Polsce, tu chętnie pije się czystą. A w tym przypadku, konsumpcja solo a nawet degustacja, będzie bardzo miłym doświadczeniem dla zmysłów. Mimo, że jestem fanem przede wszystkim polskich destylatów, muszę przyznać, że warto mieć w barku butelkę. Mówisz wtedy do swoich gości – „kto ma ochotę na szklaneczkę szkockiej…?” a potem serwujesz Puffing Billy. Zaskoczenie gwarantowane. Mówcie co chcecie, ale to dobra wódka. No cóż, że ze Szkocji ?.